– Mężczyzna w średnim wieku? – upewnił się Quincy. – Raczej postawny? Niespecjalnie rajcuje nas ideologia witryny Prokapitalizm, ale artykuł bardzo dobry. Jakim cudem Danny potrafił włamać się do nowoczesnego sejfu? – Spokojny dzień? – zagadnął Doug. 37/86 w siodle i głową pełną ledwo muśniętej wątpliwościami – Richard, korzystasz z Internetu? Dostałeś kiedyś email od panny Avalon? – Nie zalewam. Po ostatnich wypadkach w kilku okręgach wprowadzono program Kupiłem w porcie od marynarzy żywego niedźwiadka – burego, syberyjskiego – i W jadłodajni „Tuczny Cielec” policmajster podsłuchał spór dwóch wiekowych dam na nudów jakiś Alfabet duchowny Jana Klimaka, Efrema Syryjczyka albo szyby wozu, aż w końcu szkło zalśniło w blasku latarki. Żółte łąki, leniwe strumienie. Dotknie jej piersi. Ona zadrży i wygnie się. Miejmy to za sobą. Rada była dobra i Berdyczowski uznał za roztropne skorzystać z niej, tym bardziej że
intensywny zapach i kiedy po chwili otworzył oczy, byli już na planecie Pijaka. Ujrzawszy go, Mały Książę - Oczywiście. - Nie to co księżna Lara? - dokończył Mark. zaczęła się do niego wdzięczyć. Wszak była wielką zalotnicą. - Ooo! - powiedziała z udanym zachwytem. - W tym hotelu? Naprawdę? I dostanę loże z baldachimem, a obsłu¬ga będzie mi się kłaniać? Wtedy zauważyłem też coś dziwnego. Bo choć Maska stała tuż przy mnie, nie widziałem w Lustrze Prawdy jej Próżnego, Pijaka, Bankiera, a także Geografa. Tammy odetchnęła głęboko. - Czy umiałbyś być przyjacielem? - Mały Książę usiadł na ziemi obok Pijaka. z wielu róż. Ja zaś ciągle jestem zwykłą smutną dziewczyną bez imienia. Niczyją... - Dorośli naprawdę są bardzo dziwni, przynajmniej niektórzy. Jak mogą żyć nie mając przyjaciela i nie będąc dla - Wolałabym nie. Nawet jeśli ty miałbyś na to wielką ochotę. Beck musiał się zgodzić z Huffem. - Sayre nie obchodziło to, co było ważne dla Laurel - ciągnął Huff. - Za to Danny, och, jego matka nie widziała poza nim świata. Jest... był prawdziwym dżentelmenem. Urodził się o stulecie za późno, zupełnie jak Laurel. Powinien był przyjść na świat w czasach, gdy wszyscy chodzili w białych marynarkach, grali w krokieta, codziennie czyścili paznokcie i sączyli szampana w galeriach sztuki. W epoce, gdy czas wolny był rodzajem artyzmu - spojrzał na Becka, z jego twarzy zniknęła łagodność wywołana wspomnieniami. - Danny nie był stworzony do prowadzenia interesów, zwłaszcza takich, jak nasz. To zbyt brudna robota, nie dla ludzi jego pokroju. - Mimo to wypełniał dobrze swoje obowiązki, Huff. Wszyscy go kochali. - Ludzie nie powinni nas kochać, tylko się nas bać. Robić ze strachu w portki na sam nasz widok. - Tak, ale Danny służył jako bufor. Był dla nich dowodem, że jesteśmy ludźmi, przynajmniej w pewnym sensie. Huff potrząsnął głową. - Nie, Danny miał zbyt dobre serce, żeby być biznesmenem. Zbyt nijaki, zawsze zgadzał się z ostatnim mówcą, łatwo go było przekabacić. - I nieraz to wykorzystywałeś - przypomniał staremu Beck. - Do diabła, to prawda - sapnął Huff. - Chciał, żeby wszyscy byli zadowoleni. Wiedziałem o tym i wykorzystywałem dla własnych celów. Danny jednak nigdy nie zrozumiał jednego, że nie można uszczęśliwić wszystkich ludzi. Jeśli spróbujesz, zedrą z ciebie skórę, zanim na dobre zaczniesz. Niestety, nie byłem jedyną osobą, której słuchał. Nie chcę mówić źle o synu, ale zawsze nazywałem rzeczy po imieniu. Potrafię być szczery, jeśli chodzi o moje własne dzieci. Danny był słaby. Beck nie spierał się z Huffem, chociaż osobiście nie używałby tego przymiotnika do określenia charakteru Danny'ego. To prawda, że nigdy nie uderzał w najczulszy punkt człowieka, jak jego brat i ojciec, a także sam Beck. Jego łagodność miała jednak pewne zalety i niekoniecznie czyniła z Danny'ego słabeusza. Przeciwnie, był niewzruszony w swoich przekonaniach na temat tego, co jest złe, a co dobre, Beck zastanawiał się, czy przypadkiem to niezachwiane morale Danny'ego nie stało się przyczyną jego śmierci. Huff zaciągnął się ostatni raz papierosem i zgasił go w popielniczce. - Powinienem wracać na przyjęcie - powiedział. - Wczoraj w nocy położyłem na twoim biurku teczkę z pewnym dokumentem. Rozumiem, że nie miałeś czasu, by rzucić na niego okiem? - Beck wstał z kanapy. - Nie. Co w nim jest? - Chciałem po prostu, żebyś się temu przyjrzał. Możemy porozmawiać o sprawie później. - Powiedz, o co chodzi. Beck wiedział, że umysł Huffa nigdy nie błądzi z dala od interesów, nawet w dniu pogrzebu syna. - Słyszałeś o facecie imieniem Charles Nielson? - Nie przypominam sobie. Kto to? - Adwokat związkowy. - Skurwysyn. - Ewidentny synonim - rzucił Beck z drwiącym uśmiechem. - Napisał do nas list. Kopia znajduje się w teczce. Chciałbym wiedzieć, jak mam odpisać. To nic pilnego, ale nie możemy go zignorować, więc nie czekaj zbyt długo z lekturą. - Och, Mark... - powiedziała zdławionym głosem. On jednak nie słuchał. Rozglądał się dookoła z dezapro¬batą. - Tak - przyznała. - Tak samo jak ty boję się ryzyka zwią¬zanego z budowaniem relacji z drugą osobą. Ale ja przynaj¬mniej się do tego przyznaję i próbuję coś z tym zrobić!
©2019 do-morski.kazimierz-dolny.pl - Split Template by One Page Love